W Grucie każdy z turystów rowerowych zapewne był, na przykościelnym cmentarzu oglądał mogiłę lotnika kapitana (ob. pułkownika) pil. Floriana Laskowskiego...
Ci najzagorzalsi kojarzą też mogiły kpr. pil. Benedykta Mielczyńskiego w Tarpnie i ppor. pil. Władysława Urbana w Mełnie. Temat, można powiedzieć oklepany na różnego rodzaju rajdach i wycieczkach. Zauważam jednak, że mało i ogólnikowo mówi się o tym, skąd te samoloty się tam wzięły.
Wypada zatem- niczym spięcie tematyczną klamrą- napisać kilka słów o początku owych tragicznych wydarzeń... Po analizie mapy okazuje się bowiem, że miejsce startu samolotów także znajduje się w zasięgu rowerowej wycieczki
Jesteśmy zatem na Kujawach, nieopodal Gniewkowa, dokładnie w miejscowościach Markowo i Lipie. To tu, w końcu sierpnia 1939 r., na polu koniczyny i rżysku urządzono polowe lotnisko III dywizjonu (złożonego ze 141 i 142 eskadry myśliwskiej) 4 pułku lotniczego z Torunia.
Pułk ten został w tym momencie de facto rozformowany, jego dowódca płk. pil. B. Stachoń został dowódcą lotnictwa całej Armii ,,Pomorze". Niby awans, ale w praktyce stał się dowódcą bez wojska... Był to ciężki błąd... W skrócie- tam, gdzie Niemcy koncentrowali siły i centralizowali dowodzenie, my przeciwnie- rozdrabnialiśmy je. Zaczątek tragedii...
Można dużo by napisać o absurdalności wydanych przez dcę Armii ,,Pomorze" rozkazów (z czego sami lotnicy zdawali sobie sprawę), o wyznaczeniu zadania do którego samoloty nie były przystosowane... Lekkie myśliwce PZL P-11c w żaden sposób nie mogły sprostać atakowi na cele naziemne...
Do tego- jak okazało się na miejscu- w rejonie ataku samolotów- niemiecka piechota nie była w marszu, tylko rozwinięta do natarcia. Czyli- jak relacjonował następca poległego kapitana Laskowskiego, kpt. pil. Rolski- celów było, owszem, dużo, ale były one małe i rozproszone. Do tego Niemcy mocno odgryzali się bronią automatyczną.
Najgorsze jednak, że i nasze oddziały strzelały do wszystkiego co lata... Prawdopodobnie część uszkodzeń, jeśli nie strat III dywizjon poniósł w wyniku tzw. friendly fire...
Żeby nie było za długo, bo mógłbym się rozwinąć- wróćmy do wycieczki...
Oto dworek w Markowie. Obsługa i ochrona lotniska kwaterowała co prawda w pobliskich zabudowaniach gospodarczych, przy dworku zachowało się jednak metalowe ogrodzenie- niemy świadek tamtych dni wrześniowych...
Oficerowie i personel latający zamieszkali w szkole. To właśnie tu dca dywizjonu przywiózł automobilem z któregoś fortu toruńskiego (chyba XIV, gdzie było dowództwo Armii ,,Pomorze") rozkazy ataku. Podejrzewam też, że w ówczesnej klasie za dużymi oknami kpt. Laskowski przeprowadził 02.09. 1939 roku odprawę przed fatalnym lotem:
I widok na wspomniane zabudowania gospodarcze, wtedy bazę i obsługę lotniska:
Polecam taką wycieczkę i obejrzenie Markowa, mając gdzieś w pamięci, jak historia ta skończyła się w Grucie...